Partner Główny Rankingu

Giganci z kagankiem

III miejsce w Polsce

Zazwyczaj szkoła jest jak tramwaj – jeden wsiadł, już wysiadł, ale zaraz zjawia się następny. I każdemu trzeba ten „bilecik” skontrolować. Zazwyczaj. Bo V Liceum Ogólnokształcące w Krakowie odbiega od tego wzorca. Odnoszę wrażenie, że nasza szkoła to jest w dużej mierze taka rodzina: lubimy się nawzajem, nauczyciele uczniów, uczniowie nauczycieli, bez udawania, i lubimy ze sobą przebywać – tłumaczy dyrektor Stanisław Pietras (na zdjęciu).

Żeby zrozumieć owego rodzinnego ducha V LO w Krakowie, wystarczy posłuchać rozmów absolwentów szkoły w czasie np. tradycyjnego spotkania opłatkowego. Dzisiejszy student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim zwierza się koledze: „Wiesz, coś takiego dziwnego ze mną jest, że gdy idę na zajęcia, to zamiast przejść szybko Krupniczą do Auditorium Maximum, zawsze muszę nadłożyć drogi, byle choć przespacerować się Studencką” [gmach przy Studenckiej 12 to siedziba krakowskiej „Piątki” – przyp. red.]. Na co dzień spacerują więc obok, jeśli zostali w mieście, lub wpadają przy nadarzającej się okazji, jeśli wyjechali daleko w świat, bo każdy pretekst jest dobry, by zobaczyć swoich ulubionych nauczycieli, porozmawiać, pochwalić się swoimi dziećmi lub innymi osobistymi sukcesami, naukowymi bądź zawodowymi osiągnięciami czy wreszcie zwyczajnie zapytać, jak mogą pomóc.

Oby im się chciało chcieć

Jeżeli szukać zawodowego motta dyrektora krakowskiej „Piątki”, będzie nim z pewnością to: ,,najważniejsze są kadry”. Te słowa klasyka od kilkudziesięciu już lat przyświecają Stanisławowi Pietrasowi (kieruje szkołą już 26. rok).

– Uważam, że kwestią fundamentalną, jeśli chodzi o osiągnięcia uczniów, jest oddany, maksymalnie zaangażowany w pracę i dający z siebie wszystko dla swoich podopiecznych nauczyciel – mówi dyr. Pietras. – Taki człowiek „pozytywnie nakręcony” po prostu.

Dalej dyrektor tłumaczy, że to jak system naczyń połączonych: jeśli dobry uczeń, który przyszedł do „Piątki” świadomie, z jakimś planem i wizją tego, co chce przez te kilka licealnych lat osiągnąć, widzi nauczyciela mającego nie tylko wiedzę, ale i gotowego poświęcić swój czas dla dobra swoich uczniów, taki młody człowiek sam też zaczyna się coraz bardziej angażować, starać, ponieważ nie może nie odpowiedzieć własną pracą na postawę nauczyciela. Efekty? Porażające liczby laureatów i finalistów olimpiad i innych konkursów, co roku świetne wyniki matur, doskonałe osiągnięcia na studiach i w życiu zawodowym absolwentów szkoły...

– Kiedy słyszę (a słyszę to od lat) stwierdzenia w rodzaju „Ach, bo u was to nauczyciele właściwie nic nie muszą robić, uczniowie się sami uczą”, to się śmieję pod nosem, bo to jest bzdura jakaś – obrusza się dyr. Pietras. – Podobnie jak tłumaczenie naszych sukcesów tym, że trafiają do nas dobrzy uczniowie.

Takich dobrych uczniów jak w „Piątce” jest też dużo w innych krakowskich szkołach, twierdzi dyr. Pietras. Kluczem do sukcesu jest dopiero zainteresować tę młodzież, pokazać jej drogę, wywrzeć na tych ludzi, na ich postawę wpływ, by potem wspominali nazwisko swojego nauczyciela w kontekście gromadzonych już w dorosłym życiu i nieraz spektakularnych osiągnięć.

Byle ich nauczyć, jak się mają uczyć

Zasadniczy cel kadry nauczycielskiej krakowskiej „Piątki” to pokazać uczniom, jak się mają uczyć i jak mogą wykorzystywać wiedzę – nierzadko ogromną – którą mają lub która jest w zasięgu ich możliwości.

– Przykładowo nasz historyk Rafał Kobylec, jeden z tych nauczycieli-gigantów, jak ja ich nazywam, zawsze po Nowym Roku gromadzi wokół siebie uczniów, którzy jak przypuszcza, mogą coś spektakularnego osiągnąć na olimpiadzie historycznej, i ich egzaminuje – opowiada dyr. Pietras. – Robi to czasem gdzie popadnie, choćby na korytarzu, jeśli nie ma akurat wolnej sali.

Jak podkreśla dyr. Pietras, egzamin to trudny, jego sensem jest bowiem nie tyle sprawdzenie wiedzy delikwenta, ile jego umiejętności odpowiedniego prezentowania informacji, mówienia o tym, co wie, opowiadania o historii, a nie „zwymiotowania wiedzy na temat” (to z kolei powiedzonko innej gigantki z krakowskiej „Piątki”, jeszcze przedwojennej nauczycielki matematyki Bronisławy Małkowej, tej, której jej „wielce przerażeni uczniowie” ufundowali pierwszą w szkole tablicę pamiątkową poświęconą nauczycielowi). Nic zatem dziwnego, że efektem takich nauczycielskich wysiłków są potem słowa w rodzaju tych, jakie na zakończenie XLIV Olimpiady Historycznej usłyszał laureat I miejsca i – a jakże! – podopieczny R. Kobylca od przewodniczącego Komitetu Głównego olimpiady: „Była to niewątpliwa przyjemność móc porozmawiać z panem o historii”.

Podobne dążenie – by przekazać uczniom umiejętność uczenia się i rozwiązywania problemów – przyświeca nauczycielom, którzy zawsze w drugiej połowie sierpnia gromadzą się w szkole, by przeanalizować jeszcze raz w zespołach przedmiotowych wyniki matur i trudności, jakie mieli uczniowie z poszczególnymi zadaniami. – Robimy to, by móc z następnymi rocznikami takie problemy przepracowywać, by lepiej im pomóc – wyjaśnia dyr. Pietras.

Wymarzona furtka do marzeń

A skoro o maturach mowa – drugi z zasadniczych celów, jakie stawia przed sobą kadra nauczycielska krakowskiej „Piątki”, to świetne wyniki maturalne uczniów. Ciekawe może być objaśnienie sensu tego dążenia pedagogów z V LO w Krakowie: chodzi przede wszystkim o to, by absolwenci szkoły wynikami maturalnymi mogli sobie otworzyć drogę na wymarzone kierunki najlepszych uczelni na świecie. Nauczycielom zależy bowiem na tym, by matura ustawiła jak najlepiej na przyszłość ich uczniów.

– Dlatego system nauczania, jaki przyjęliśmy w tej szkole, przypomina nieco system uniwersytecki – wyjaśnia dyr. Pietras. – Uczniowie mają tu pewną swobodę po to, by poczuli chęć i radość uczenia się. Stanie nad nimi z batem i popędzanie uznajemy za bezsensowne.

Zewnętrznym przejawem owej swobody jest z pewnością duch ekscentryzmu, jaki zdaje się na dobre już zadomowiony w murach XIX-wiecznego gmachu przy ul. Studenckiej 12. Szacowne V LO w Krakowie (szkoła powstała w 1871 r.) jego uczniowie, absolwenci, nauczyciele za dyr. Pietrasem, miłośnikiem C. K. Monarchii i określeń w rodzaju „zakład edukacyjny”, nazwali V Zakładem, w szkole funkcjonuje Ochronka Zakładowa (opieka pedagogiczno-psychologiczna), Lazaret Zakładowy (szkolna pielęgniarka) czy np. Departament Utrzymania Technicznego Zakładu w Stanie Jako Takim (obsługa techniczna). „Piątka” ma własny order przyznawany najlepszym (niekoniecznie pod względem wyników naukowych!) absolwentom – to ustanowione kilka lat temu przez dyr. Pietrasa Gorejące Srebrne Serce XVI Kierownika V Zakładu. Dalej: w gabinecie dyrektora, przepraszam: kierownika V Zakładu, znaleźć można stary apteczny gliniany garnek z napisem „Vaselinum Album” (naczynie na wazelinę dla lizusów – jedynego gatunku ludzi, których dyr. Pietras nie toleruje). A popularnym ostatnio (i jak najbardziej tolerowanym przez władze V Zakładu) szkolnym gadżetem jest płócienna torba, na której uwieczniono m.in. takie słowa innego spośród nauczycieli-gigantów „Piątki”, matematyka dr. Jacka Dymela: „Dla ułatwienia dodam, że zadanie jest trudne”.

Recepta, w której dobry nauczyciel spotyka dobrego ucznia i pracuje z nim w dobrej atmosferze to jak widać cała tajemnica sukcesu V LO w Krakowie. Proste? Być może, ale tylko zwycięzca wie, jak nie przedobrzyć ze składnikami tego dania, by zamiast tortu nie powstał klops.

Magda Tytuła

Barbara Kraus, laureatka 64. Olimpiady Chemicznej, finalistka XVI Olimpiady Lingwistyki Matematycznej, laureatka konkursu „Matura na 100 procent”, obecnie studentka I roku Natural Sciences na University of Cambridge:

Atmosfera „Piątki” to dla mnie przede wszystkim atmosfera możliwości. Uczniom oferuje się wiele opcji, jeśli chodzi o wybór „nietypowych” aktywności naukowych i pozanaukowych (konkursy biznesowe, robotyka czy olimpiada lingwistyki matematycznej, ale również brydż i teatr angielski). Co więcej, uczniom daje się dużo swobody przy organizowaniu przedsięwzięć na własną rękę, takich jak np. akcje charytatywne, i wspiera się te inicjatywy. Za sukcesami uczniów „Piątki” według mnie stoi przede wszystkim fakt, że pomaga się im w rozwijaniu ich zainteresowań i mocnych stron, nie zmuszając do bycia dobrymi ze wszystkiego. Lata spędzone w tej szkole z pewnością nauczyły mnie zaradności i samodzielności, ale też odwagi stawiania sobie coraz to nowych wyzwań i wytrwałości w pokonywaniu trudności. Relacje z niezwykłymi ludźmi, których poznałam dzięki „Piątce”, nauczyły mnie również otwartości na ludzi i tego, jak ważna jest równowaga między nauką a życiem osobistym.

Daniel Golec, m.in. dwukrotny srebrny medalista Międzynarodowej Olimpiady Chemicznej (w latach 2017 i 2018), złoty medalista 2. Międzynarodowej Olimpiady Metropolitalnej w Moskwie w kategorii chemia, trzykrotny laureat krajowej Olimpiady Chemicznej, laureat konkursu „Matura na 100 procent”, odznaczony orderem Gorejące Srebrne Serce XVI Kierownika V Zakładu, obecnie student I roku chemii na Uniwersytecie Warszawskim:

Na pozycję V LO w Krakowie według mnie składa się kilka czynników – po pierwsze, uczniowie to w zaskakująco dużym procencie osoby pracowite, ambitne, żeby nie powiedzieć: uparte. Po drugie, kadra nauczycielska składa się w dużej mierze z bardzo dobrych warsztatowo pedagogów, wymagających, a przy tym ludzkich. W kontekście zaś olimpiad istotna jest bogata tradycja uczestnictwa w nich uczniów „Piątki”, a co z tym związane: istnienie zaplecza czy to myślowego, czy też praktycznego (np. kółka zainteresowań, niejednokrotnie współprowadzone przez uczniów starszych klas i absolwentów, lub zajęcia laboratoryjne).

Za najważniejszy aspekt atmosfery „Piątki” uznaję, obłudnie w pierwszym momencie brzmiącą, swobodę. Jak to mój dobry kolega złośliwie określił, a ja się pod tym podpisuję, „V LO to szkoła, która jeśli tylko się chce, nie przeszkadza w uczeniu się”. 

Fundatorzy nagród